Wśród inwestorów utarło się przekonanie, że obligacje to bezpieczne papiery wartościowe, obarczone niskim ryzykiem i oferujące raczej skromne zyski. Nic zatem dziwnego, że fundusze obligacji przyciągają osoby, które wolą stabilne oszczędzanie od pomnażania majątku poprzez agresywne inwestowanie. Jednak takie myślenie może nas drogo kosztować, zwłaszcza jeśli ulokujemy w obligacjach całe nasze oszczędności. Wbrew powszechnemu przekonaniu, na „dłużnikach” można sporo stracić, czasami nawet 100% kapitału.

Na czym polega inwestowanie w obligacje?

Obligacje to podstawowy rodzaj dłużnych papierów wartościowych. To nic innego jak „pożyczka” udzielona emitentowi przez inwestora. W zależności od rodzaju obligacji, możemy pożyczać pieniądze rządowi (polskiemu lub zagranicznemu), samorządom terytorialnym (gminom) oraz przedsiębiorstwom. Kupując obligacje, stajemy się niejako wierzycielami, którzy czekają na zwrot długu, zwykle z odsetkami.

Teoretycznie inwestycja w obligacje powinna gwarantować nam odzyskanie kapitału plus wypracowanie zysku. Niestety, praktyka i doświadczenie inwestorów mówi zgoła co innego. Fundusze obligacji, choć relatywnie bezpieczniejsze od funduszy mieszanych czy funduszy akcji, również mogą puścić nas w przysłowiowych skarpetkach. Tak jak w życiu, dłużnicy nie zawsze oddają swój dług, tak również obligacje nie zawsze zagwarantują nam odzyskanie kapitału.

Fundusze obligacji – zysk bez ryzyka czy ryzyko dla zysku?

Wszystko rozchodzi się o to, komu i na jak długo pożyczamy swoje pieniądze. Jeśli fundusz inwestycyjny kupuje obligacje skarbowe, możemy spać w miarę spokojnie – obligacje rządowe charakteryzują się najniższym stopniem ryzyka wśród papierów wartościowych (99,9% bezpieczeństwa). Nie ma w tym nic dziwnego, wszak przypadki bankructwa państw wciąż należą do rzadkości i trudno sobie wyobrazić, by rząd z dnia na dzień ogłosił upadłość.

Jednak i w tym przypadku ponosimy ryzyko, choć innego kalibru. Jeśli wykupujemy obligacje długoterminowe o pięcio- lub dziesięcioletnim okresie zapadalności, możemy paść ofiarą zmienności stóp procentowych. Może się bowiem okazać, że główna stopa procentowa wzrośnie, a wówczas nasze obligacje stracą na wartości – wtedy różnica pomiędzy zyskiem a inflacją będzie znikoma. Zamrożenie kapitału na tak długi okres plus perspektywa marnego zysku nie brzmią zbyt zachęcająco.

A co się dzieje, jeśli fundusze obligacji inwestują w papiery dłużne organów samorządowych i firm? W tej sytuacji możemy liczyć na całkiem przyjemne zyski, wyższe niż przy obligacjach rządowych, a czasami wyższe nawet od „ryzykownych” akcji. Niestety, spektakularne – niekiedy kilkunastoprocentowe – stopy zwrotu wiążą się z niemałym ryzykiem. Jeśli spółka (lub gmina) zbankrutuje i ogłosi upadłość, wówczas nie wykupi obligacji, a my stracimy 100% kapitału. Nie będzie ani zysków, ani ulokowanych oszczędności. Na świecie upadają największe korporacje, a gminy notorycznie wykazują rosnące zadłużenie, toteż obligacje nie-rządowe są często równie ryzykowne jak inwestycje w akcje.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

BRAK KOMENTARZY

ZOSTAW ODPOWIEDŹ